Cmentarze w Kwietniewie
Podrozdział monografii “Moje Kwietniewo” w rodziale 3. Kościół – Jan Koprowski.
W średniowieczu każdy miejscowy kościół otaczał cmentarz - także w Kwietniewie, na którym chowano zwykłych parafian - zaś fundatorów w podziemnych kryptach kościoła. Zresztą w języku niemieckim cmentarz to der Kirchhof , czyli podwórko, albo - po staropolsku: podworzec kościoła. Tak było do końca XVIII wieku; w okresie oświecenia cmentarze zakładano już z dala poza murami miast, albo za wsią. Powodem były względy sanitarne, przeludnienie, a raczej przepełnienie cmentarzy nagrobkami z coraz trwalszych materiałów, a także zarząd komunalny, czyli pozbawienie Kościoła części dochodów.
W ten sposób der Kirchhof stawał się Friedhof- em. Ponadto obowiązywała zasada: Jedes Kirchdorf hat seiner Kirchhof. Taki cmentarz poza wsią miała także parafia w Kwietniewie; Kirchspielort Königsblumenau założyła taki polny cmentarz o powierzchni około 2 hektarów na niewielkim sąsiednim wzgórzu na północ od wsi na początku XIX wieku (Rys. 3.24).
Nadal prowadzi do niego wąska piaszczysta droga gęsto obsadzona wiekowymi lipami. Sam cmentarz - także otoczony takim starodrzewiem - wciąż jest widoczny z każdej drogi dojazdowej do wsi od Świętego Gaju, Doliny i Powodowa, skąd prowadziła do niego specjalnie wytyczona droga przez tory kolejowe i mostek nad rowem odwadniającym wieś - aż pod wysoką drewnianą bramę cmentarną (Rys. 3.25, Rys. 3.26)
Po wojnie cmentarz zarastał roślinnością funeralną: konwaliami i bluszczem. Na wiosnę pachniał konwaliami, a bluszcz przerastał ziemne nagrobki, rozprzestrzeniał się nawet na ścieżkach między grobami, po których prawie już nikt nie chodził. Jako dziecko z trwogą spoglądałem w tamtą stronę, na zieloną, ciemną ścianę drzew, kiedy pod wieczór z sąsiedniego pastwiska zganiałem krowy do domu.
Późną jesienią, gdy opadały już liście, przez żywopłot przebijały się jeszcze gdzieniegdzie płomienie zapalonych świeczek na niektórych grobach, zapalone przez starsze panie, które zostały po wojnie w Powodowie i Nowym Dolnie.
Po przemianach, w latach 90-tych ubiegłego wieku w tym miejscu zaczęły pojawiać się najstarsi przedwojenni parafianie, szukając ostatnich śladów swojej bytności na tych ziemiach. Znowu zapłonęły znicze.
Także na portalach internetowych potomkowie dawnych parafian z Kirchspielort Königsblumenau oczekują najdrobniejszych informacji o swoich przodkach, na przykład:
Ursula Thorne - 01/01/00 20:20:
State You are from: Virginia
Country you are from: Germany
How did you find?: Search web for Papin
Comments:
From what I saw so far (I have been doing my research by many means over many years)- you are doing a great job. Am searching for the parents of my father Otto Hermann Gustav Papin, born on 27 Sep 1888 in Alt-Dollstaedt, Krs. Pr. Holland, Eastprussia, and baptised 28 Nov 1888 in Kgl. Blumenau, Krs. Pr. Holland, as well as for other Papins in the greater Elbing area.
Niestety, próba nawiązania kontaktu z panią Urszulą Thorne w maju 2001 roku i przesłania jej powyższego zdjęcia nie powiodła się (Rys. 3.30).
Ostatnie, poprzerastane samosiewnymi jesionami nagrobki tkwią niewzruszone w zdziczałej ziemi. Gdzieś w południowo-wschodniej części cmentarza zarosła zielskiem czarna marmurowa tablica, a na niej nazwisko August Malinowski oraz gestorben August 1944. Był to mieszkaniec Powodowa, ojciec Oskara i Williego.
Na początku lat 60-tych XX wieku przewróciła się zmurszała drewniana brama, przerdzewiało kolczate ogrodzenie, odeszli lub wyjechali ostatni autochtoni z sąsiednich wiosek dawnej Kirchspielort. Poprzewracały się tablice, ktoś rozwlókł nagrobki na poidła dla zwierząt. Dziesięć lat później kamieniarze zaczęli szabrować marmury, rozgrzebywać niektóre groby …
Obecnie z trudem można dopatrzyć się w tym miejscu, że to był kiedyś cmentarz - nawet zieleń jest tak przerzedzona i zdeptana przez przeganiane tamtędy bydło. Ale wciąż szara kępa wyrosłych drzew przesłania widok wsi od północnej strony. Na prawo od niej wyrastają nowe groby na nowym cmentarzu poza wsią, urządzonym tuż przed rozwidleniem polnych dróg prowadzących na prawo na Święty Gaj, a na wprost przez leśny trakt na Stare Dolno. Rada parafialna rozważała na początku lat 80-tych rekultywację starego poniemieckiego cmentarza, ale ze względu na trudny dojazd do niego wąską lipową drożyną, nie używaną od lat, wybrano nowe, bardziej dostępne miejsce przy tej niby powiatowej, szutrowej drodze do Świętego Gaju. Stare uroczysko zostawiono przyrodzie (i wandalom), a można było by je przynajmniej ogrodzić kolczastym drutem - tak było ogrodzone przez wojną! Ale nie pomyśleli o tym nawet ziomkowie z towarzystwa w Itzehoe , których siostry - jak widać na Rysunku 3.27 - wciąż odwiedzają to miejsce. Po kosztownej odbudowie w roku 2000 symbolicznego pomnika w środku wsi poległym parafianom za cesarza na frontach I wojny światowej, stan tego cmentarza jest im obojętny; może poza kilkoma tablicami nagrobnymi o mniejszym gabarycie, które zdołali odnaleźć i wywieźć.
Dzięki zapobiegliwości jednego z ostatnich proboszczów ocalały cztery nagrobne tablice z obu cmentarzy, wystawione w niewielkim lapidarium przed kościołem parafialnym.
Pierwsza z lewej tablica pochodzi z grobu Heinricha van Riesena, zacnego mennonity z Nowego Dolna, który był wójtem Bürgermeister na państwowym urzędzie w okresie Republiki Weimarskiej; Standesamt der Gemeinde Blumenau w Kwietniewie w latach 20-tych XX w. ustanowionym w październiku 1874 roku w Prusach, którego zadaniem było prowadzenie ksiąg urzędowych, między innymi rejestru poborowych do wojska.
Druga płyta jest miejscowa - ocalała ze starego przykościelnego cmentarza, który widzimy na rysunku 3.23. Upamiętnia 10-letnie życie Kurta Schefflera (1930-1940), syna miejscowego nauczyciela, jednego z nielicznych katolików w Königsblumenau przed wojną. Ich groby znajdowały się w północno-wschodnim zakątku cmentarza. Płyta ta jakimś cudem ocalała po całkowitym uporządkowaniu tego cmentarza na początku lat 70-tych. Zanim przeniesiono ją do lapidarium służyła jako schodek przy wejściu na teren kościoła od strony boiska szkolnego.
Stary przykościelny Kirchhof chronił doczesne szczątki dwudziestu pokoleń kolonizatorów niemieckich do czasu erygowania parafii katolickiej w Kwietniewie w roku 1957. Do tego roku przetrwało wiele skrzyniowych nagrobków z lastriko oraz płyt z czarnego skandynawskiego marmuru. Te najbogatsze leżały w kwaterach z żelaznym ogrodzeniem wzdłuż wybrukowanej alejki wiodącej od zewnętrznych drzwi zakrystii przez cmentarz i wiejską ulicę, aż do drzwi ewangelickiej plebani. Leżeli tam zacni parafianie. Ci najbogatsi parafianie, właściciele majątków w Jankendorf , Powuden , Stein e.a. , po zamurowaniu krypty pod kościołem, pozakładali własne grobowce w przypałacowych parkach.
Aleja cmentarna była obrośnięta stuletnimi klonami i jesionami, które chroniły także nawę kościoła przed wichurami z południa.
Prawdopodobnie jeszcze przed wojną zabrakło miejsc do pochówku przy kościele. Chowano więc tuż pod murami kościoła. Na przykład sławnego pastora Eduarda Wilhelma Andersona w latach 1837-70, pochowano tuż przy południowym murze tuż przy zakrystii; żeliwna tablica wisiała tam aż do lat 60-tych, kiedy to lokalny patriota, który ukończył tylko pobliską szkołę, na moich oczach wyrwał łomem tę tablicę jako germańskie trofeum!
Podczas pierwszej parafialnej wielkanocnej rezurekcji na wiosnę 1957 roku, w której w kościele katolickim na Wielkanoc obchodzi się dookoła kościół, z trudem, zwłaszcza po północnej stronie, przeskakując nad grobami, oprowadzaliśmy księdza z Najświętszym Sakramentem pod baldachimem. Konieczne więc stało się uporządkowanie cmentarza, przynajmniej tej ścieżki wokół kościoła. Dla pierwszych parafialnych pochówków uprzątnięto też najstarsze poniemieckie, zwykle ziemne groby w południowo-zachodnim zakątku cmentarza. Jako pierwszą pochowano tam babcię Józefę S., tę, która strąciła kiedyś bociana z gniazda nad domem, prowokując wielkie nieszczęście w rodzinie. Na przerwie między lekcjami, lecieliśmy oglądać zmurszałe piszczele ludzkie, które wykopał miejscowy grabarz przygotowując babci wieczne schronienie.
W latach 70-tych, we wzniosłej epoce gierkowskiej, całkowicie wykorzeniono stare niemieckie nagrobki i kwatery - razem z wiekowymi drzewami - pozbywając się naziemnych śladów epoki germańskiej tych ziem. Żeliwne ogrodzenia pojechały do odlewni, a kamienny gruz prawdopodobnie wzmocnił właśnie asfaltowaną drogę przez wieś. O tym fakcie pisze H. Zlomke (1923-2021) w swojej monografii Das Kirchspiel Königsblumenau wydanej w 2008 roku, zaznaczając na stronie 35., że leżą one na drodze pomiędzy gospodą Kalliena a dworem Abrahama-Koppetscha!. Pomimo takiej dewastacji cmentarz ten wpisano do wojewódzkiego rejestru zabytków pod numerem - chyba tylko ze względu na ten mur okalający cmentarz wraz z kościołem jako kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego wraz z wyposażeniem oraz cmentarzem - nr rej. A-785 ) “Zaludniał” się też cmentarz polskimi grobami - aż do lat 80-tych XX wieku, kiedy to wyświęcono nowy cmentarz za wsią (Rys.3.37).
Nowy cmentarz zaczęto urządzać na początku lat 80-tych XX wieku na piaszczystym zagłębieniu terenu, tuż przy przekopie przez tę drogę, zdrenowanym jeszcze przed wojną, przez który przepływały kiedyś wody opadowe ze wsi. Stanowiły one początek cieku wodnego zwanego Młynówką, dopływającego do Świętego Gaju, i dalej - do Dzierzgonki.
Nowy parafialny cmentarz zapełnia się w strasznym tempie pionierami, którzy przybyli tuż po II wojnie światowej oraz ich potomkami, pomimo że parafia jest teraz dużo mniejsza obszarowo i mniej liczna. To miejsce staje się kamienną, jałową ziemią, na której nie rosną nawet krzewy, a broń Boże drzewa! Nawet te mocne, zdrowe świerki widoczne na Rysunku 3.37., podzieliły los, którym szumiały, bowiem gdyby złamał je wicher, mogłyby uszkodzić wieczne płyty nagrobne.
Warto też wspomnieć i poszukać w Kwietniewie cmentarza z epoki przedkolonialnej, gdy zamieszkiwali tutaj rdzenni Prusowie. Co prawda, w tych pogańskich czasach zmarłych palono na ofiarnych ołtarzach, a wojowników często razem z koniem i żoną, ale potem zsypywano prochy do glinianej urny i zakopywano w uroczyskach leśnych, często nad rzeką lub jeziorem (stawem). W Kwietniewie, pewien gospodarz budując nową, murowaną stodołę za gierkowskie kredyty, podczas wykopów pod murowane filary stodoły właśnie wykopał kilka takich urn, którymi potem bawiły się jego dzieci. Nieświadomy znaczenia znaleziska nie powiadomił służb archeologicznych. Na pewno jest jeszcze kilka takich miejsc na terenie wsi i pól kwietniewskich, które warto spenetrować, ale obecnie jest to zabronione pod karą więzienia!
Na podobny skarb w Kwietniewie natrafiono w 1911 roku, podczas budowy szkoły; był to kamienny grób skrzynkowy z charakterystyczną urną twarzową, który został datowany na okres wczesnogermański (ok. 650 - 125 p.n.e.). Znaleziono tam także neolityczną siekierkę.